Trudno wyobrazić sobie jak człowiek mógł planować zrobić coś takiego innym ludziom. Pewien mężczyzna próbował żywcem spalić czterech innych. W tym… własnego brata.
Działo się to pod koniec września 1905 roku. Trzech pracowników oraz włodarz majątku w Zawidowicach, zajęci byli sianobraniem na łąkach macewskich. Dodamy, że znajdowały się one tuż przy granicy rosyjskiej. Pracowali do późna i nie planowali powrotu na noc. Nocowali w szałasie, który tam wybudowali. Tymczasem w nocy przez granicę przeszedł inny mężczyzna, robotnik z Królestwa Polskiego. Granica chyba nie była zbyt dobrze pilnowana, zresztą jeśli znał teren, to pewnie dość łatwo uniknął strażników granicznych. W każdym razie był to rodzony brat jednego z tych robotników, którzy spali w szałasie. Błyskawicznie powiązał nogi wszystkich czterech mężczyzn, a następnie podpalił szałas i uciekł. Na szczęście w tym momencie obudził się włodarz, który szybko zerwał powróz, pobudził swych podwładnych i wszyscy zdążyli uciec, nim komuś coś się stało.
Damian Szymczak Źródło: Postęp, nr 223 z 1905 r.