Kłopotliwa rocznica „wyzwolenia”

Opublikowano:
Autor:

Kłopotliwa rocznica „wyzwolenia” - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Historia

24 stycznia minęła kolejna rocznica wyzwolenia Pleszewa spod okupacji hitlerowskiej. Warto się zastanowić się, czy Armia Czerwona wkraczająca do miast, miasteczek i wsi na ziemiach polskich, faktycznie niosła przywrócenie wolności?

14 stycznia 1945 roku rozpoczęła się operacja warszawsko-łódzko-poznańska I Frontu Białoruskiego, nazywana również operacją styczniową. Około miesiąca, tj. do 23 lutego 1945 roku, trwało wyzwalanie Wielkopolski spod okupacji niemieckiej. Pleszew zdobywały wojska sowieckie należące do 33 armii gen. płk Wiaczesława Cwietajewa i 7 korpusu kawalerii gwardii gen. lejtn Michaiła Konstantinowa, które wchodziły w skład I Frontu Białoruskiego. Wraz ze zbliżającym się do miasta frontem pojawiały się w nim kolejne fale uchodźców oraz rozbite masy wycofujących się wojsk. Byli to m.in. żołnierze z węgierskiej 26. Dywizji Grenadierów SS „Hungaria”, dowodzonej przez Waffen-Hauptsturmführera Andrása Krasznaya - zginął 21 stycznia w okolicach Jarocina. 23 stycznia 1945 roku przestali napływać do miasta uchodźcy. 24 stycznia po godzinie 9.00 rozpoczął się bój o miasto. Walka o prowizorycznie przygotowany do obrony Pleszew trwała 2-3 godziny. Natarcie nastąpiło z dwóch kierunków: od południa od strony koszar i od wschodu od strony ulicy Kaliskiej. Główne natarcie rozpoczęło się od Kalisza, skąd pod osłoną czołgów posuwała się sowiecka piechota. Niemcy prowadzili ogień do nacierających sowietów z domów położonych przy ulicy Kaliskiej oraz z budynku szkoły nr 1. W toku walk zniszczony został wjeżdżający na rynek sowiecki czołg. W wyniku wybuchu śmierć poniosła jego załoga, a zniszczeniu uległa również fasada kamienicy położonej na narożniku ul. Krzyżowej i Rynku. Czołg został zniszczony przez żołnierza niemieckiego. Trudno dziś dokładnie ustalić, jaka była wersja tego wydarzenia. Jedna z nich mówi, że żołnierz niemiecki z minami przedostał się spod szkoły nr 1, zaczekał, aż czołg się zbliży do rynku i rzucił pod niego miny. Druga wersja mówi, że żołnierz rzucił się wraz z minami pod czołg, a trzecia, że do akcji tej zmusił żołnierza pod groźbą rozstrzelania niemiecki oficer. Uważam, że żołnierz zginął na skutek eksplozji lub w wyniku ostrzału piechoty, chwilę później wybuchły miny, co niektórzy mogli uznać za śmierć w wyniku eksplozji. Nie mogąc powstrzymać natarcia Niemcy zaczęli wycofywać się w kierunku ulicy Ogrodowej i dalej polami w kierunku zachodnim. W walce o wyzwolenie Pleszewa wziął również udział miejscowy oddział Armii Krajowej, dowodzony przez por. Franciszka Łaniewskiego ps. „Grzegorz”. Z terenu nieistniejącej już dziś gorzelni na Maliniu AK-owcy prowadzili ogień do wycofujących się Niemców. Po zakończeniu walk oddział przemaszerował na rynek i na ratuszu zawiesił biało-czerwoną chorągiew. W centrum, jako sygnał dla lotnictwa sowieckiego, że miasto jest zajęte, rozłożono 30-metrowy czerwony pas materiału. Bilans toczonych walk wynosił około 30 zabitych żołnierzy niemieckich oraz kilku czerwonoarmistów. Dokładną liczbę poległych żołnierzy Armii Czerwonej trudno ustalić - wg. różnych źródeł wyniosły one od 7 do 18 zabitych. Mieszkańcy Pleszewa radośnie świętowali wyzwolenie spod okupacji niemieckiej. W oknach wywieszano biało-czerwone flagi, biły dzwony kościelne. Przystąpiono do tworzenia tymczasowych władz miasta. Burmistrzem został Jan Holka, a jego zastępcą Jan Barański. 6 lutego nastąpiła jednak zamiana i burmistrzem został Jan Barański, a jego zastępcą Jan Holka. (Czyżby działalność w AK Jana Holki doprowadziła do tej zmiany?). Tymczasowy zarząd miejski spotkał się z przebywającymi w mieście oficerami radzieckimi. Przedstawiono Komendanta Wojennego Pleszewa - oficera Armii Czerwonej Witolda Jewsikowa. Wkrótce na tym stanowisku zastąpił go starszy lejtnant Biegienbietow (lub Biegimbietow). Radzieccy oficerowie mieli do swojej pomocy pięciu żołnierzy. Komendantury wojenne istniały najczęściej do lutego-marca 1945 roku. Tak zwany doradca radziecki rezydował w każdym powiecie do 1947 roku, a w każdym województwie - do 1953 roku. Radość z wyzwolenia była na pewno pełna i szczera, gdyż do końca trwania okupacji niemieckiej panował ostry terror. W naszym mieście jedną z ostatnich jego ofiar był kpt. Bruno Nikoleizig ps. „Adam”, który ranny i torturowany został zamordowany przez hitlerowców 21 stycznia 1945 roku. Z dużą niecierpliwością oczekiwano nadejścia oddziałów Armii Czerwonej. Jednak niecierpliwość wiązała się z obawami, ponieważ docierały informacje o zbrodniach, wywózkach i represjach, jakie sowieci stosowali na zajętych przez siebie terenach. W Przemyślu władze polskie zamieściły apel do mieszkańców prosząc o przychylne nastawienie do „Sprzymierzonej Armii Czerwonej”. Ostatni komendant AK gen. Leopold Okulicki wkrótce po wkroczeniu oddziałów sowieckich do Krakowa, depeszował, że społeczeństwo ogarnęła „radość z pozbycia się Niemców połączona z powszechną nieomal nieufnością wobec Sowietów”. Najbliższe dni przyniosły Polakom ogromne rozczarowanie i szok sposobem zachowania się tych, którzy określali się mianem „wyzwolicieli”. Nie sposób wymienić wszystkich meldunków i raportów dotyczących zachowań czerwonoarmistów, które słali zarówno tymczasowi urzędnicy do wyższych władz, jak i przedstawiciele Armii Krajowej do Londynu. Mianowany przez komunistów wojewoda krakowski Adam Ostrowski w sprawozdaniu za czerwiec 1945 roku pisał: „Powodem niezadowolenia są wszędzie nadmierne rekwizycje i świadczenia nakładane na ludność albo w większej jeszcze mierze wybryki żołnierzy Armii Czerwonej. Sprawozdania zawierają całe litanie wykroczeń przeciwko życiu i mieniu obywateli, napady, rabunki, zgwałcenia kobiet, nawet nieletnich dziewczynek, zabójstwa mężczyzn, stających w ich obronie, są na porządku dziennym”. Żołnierze I Zmotoryzowanego Pułku KBW pisali w meldunku operacyjnym z 1 września 1945 roku: „Na terenie pow. olkuskiego w ostatnich dniach miały miejsce napady żołnierzy sowieckich na ludność cywilną. Żołnierze sowieccy nie tylko zabierali cały dobytek, ale biją do nieprzytomności mężczyzn, a kobiety gwałcą”. Podobnie rzecz się miała na terenie Wielkopolski. Burmistrz Michał Wasik z Grodziska Wielkopolskiego pisał w sprawozdaniu w dniu 16  lutego 1945 roku do Wojewody Poznańskiego Michała Gwiazdowicza: „Raport z ostatniej nocy: Przy Garbarach nr 18 zamieszkują od dłuższego czasu oficerowie, sprowadzili przemocą trzy panienki Polki, oddając na postrach kilka strzałów w sufit, nakazując im się rozebrać i dokonując na nich gwałtu. Przy ulicy [....] wtargnęli pijani żołnierze do mieszkania P.[...] i dokonali gwałtu na jego żonie. W Czarnej Wsi zajechała powózka z dwoma cywilami i dwoma żołnierzami zabierając wysłane przez tutejszą komendę dwa konie i splądrowali kilka mieszkań nakazując pozostałe przedmioty pod groźbą rozstrzelania pilnować do dnia następnego”. Ambasador amerykański Artur Bliss-Lane wspominał: „żołnierzom (sowieckim) towarzyszyły niemieckie wozy konne, wypełnione łupami wojennymi wszelkiego rodzaju: maszynami do szycia, rowerami, pościelą, wannami”. Pisarka Maria Dąbrowska w swoim dzienniku pod datą 18.01.1945 napisała wprost: „Pomyśleć – dziś rano jeszcze byli tu Niemcy, a wieczorem jesteśmy już pod okupacją bolszewików”. Wszystkich przypadków grabieży i gwałtów nie sposób wymienić, jednak w propagandzie PRL Armia Czerwona na naszych ziemiach nie gwałciła i nie rabowała. To było wyzwolenie! Wkraczając w styczniu 1944 roku na ziemie polskie Armia Czerwona nie niosła ani wolności, ani pokoju - po prostu szła na Berlin. Walkę z nowym ustrojem przywiezionym na sowieckich czołgach podjęli żołnierze podziemia niepodległościowego. Gdy 8/9 maja 1945 roku świętowano zakończenie wojny w Europie, oddziały Armii Krajowej Obywatelskiej szły odbijać swoich współtowarzyszy z kazamatów UB. Zapewnie nie wszyscy czerwonoarmiści dopuszczali się przestępstw, jednak skala morderstw, gwałtów, kradzieży, rabunków była ogromna. Niewątpliwy pozostaje fakt, że na rzecz wschodniego sąsiada, po okupacji hitlerowskiej, Polska utraciła swą suwerenność. Dlatego należy skończyć z propagowanym do niedawna, a czasem jeszcze i dziś mitem wyzwolenia.

autor: Maciej Grzesiński

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE