Historie kryminalne. Zabijali za kury i z zazdrości

Opublikowano:
Autor:

Historie kryminalne. Zabijali za kury i z zazdrości - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości

Niemal w tym samym czasie w powiecie pleszewskim doszło do dwóch morderstw. W przypadku pierwszego zabito właśnie… za drób. W drugim przypadku zapewne odrzucony chłopak chciał zabić swą niespełnioną miłość.

Straszliwy mord w rodzinie Koniecznych, to nie jedyna zbrodnia do jakiej doszło w Pieruszycach w okresie międzywojennym.

Z zimną krwią zastrzelił chłopaka

Przed wojną w tej wsi znajdował się folwark, należący do adwokata Perża z Pleszewa. 10 listopada 1936 roku jego pracownicy, określani wówczas jako służba folwarczna, znaleźli zabitych 20 kur i kilka kaczek, ukrytych w stogu siana. Martwy drób należał do właściciela gościńca (czyli restauracji) w Pieruszycach pana Michalaka. Nie ruszając niczego, natychmiast zawiadomiono policję. Funkcjonariusze postanowili zaczaić się i złapać złodziei, gdy przyjdą po ukryty łup. Problem w tym, że policjantów było zbyt mało, aby stogu pilnować przez cały czas. Tym bardziej, że w Strzydzewie odbyło się zebranie, podczas którego obecność posterunkowych była konieczna.

Zabili Knappego

W tej sytuacji na złodziei postanowił zaczaić się właściciel drobiu czyli pan Michalak, uzbrojony w fuzję. Do pomocy wziął miejscowego 19-letniego (później napisano, że 20-letniego) chłopaka o nazwisku Knappe. Około północy z mroku wyłoniła się postać, idąca w stronę stogu. Gdy tamten był już blisko, pan Michalak krzyknął „Kto tam?”. Bandyta nie wahał się ani chwili, tylko momentalnie zaczął strzelać do obu mężczyzn. Jedna z kul ugodziła Knappego, który rzucił się do ucieczki. Tymczasem fuzja pana Michalaka nie wypaliła. Widząc to bandyta oddał jeszcze dwa strzały do chłopaka. Niestety oba celne. Trafiony przebiegł kilka metrów i upadł martwy. W międzyczasie pan Michalak uciekł, od razu zawiadamiając policję. Na nogi postawiono wszystkich policjantów z Jarocina i Pleszewa. Obławą osobiście kierował komendant powiatowy policji Łuczaj.

Cała banda

Poszukiwania szybko dały efekt. Wkrótce okazało się, że nie był to pojedynczy złodziej, ale cała banda i to mieszana. Pierwszej nocy złapano jednego bandytę, następnego dnia mężczyzn i kobiety. Niestety opis tamtych zdarzeń jest zdecydowanie niepełny. W gazecie napisano bowiem, że znaleziono przy nich koce, którymi nakryli się Michalak i Knappe pilnujący stogu. Skąd te koce w rękach bandytów, tego nie podano. Tak jak nie ujawniono jeszcze wtedy nazwisk osób tworzących szajkę - ze względu na dobro śledztwa. Pogrzeb Knappego odbył się w sobotę, 14 listopada na cmentarzu parafialnym w Czerminie.

Złapali mordercę

Dane ujętych bandytów ujawniono kilka dni później. Byli to mieszkańcy Piekarzewa: Stanisław Stasik, jego brat Władysław, siostra Aniela oraz Marianna Łuczakowa z Niniewa w gminie Chocz. Wciąż jednak nie podano imienia ani nazwiska herszta bandy, zarazem zabójcy Knappego. Za to w ówczesnej gazecie zagadkowo napisano; „Charakterystyczna rzecz, że herszt szajki bandyckiej bawił się w piątek 13 bm. już po zbrodni w Pieruszycach i był podobno świadkiem wszczętego śledztwa.” Wreszcie 11 grudnia podano, że złapano mordercę. Nazywał się Biernat i ukrywał w stogach w pobliżu Chocza. Przewieziono go do więzienia sądowego w Pleszewie.

Do uciekającego mężczyzny

W międzyczasie w powiecie pleszewskim doszło do drugiego mordu. W Popówku pod Gołuchowem. Mieszkało tam wówczas młode małżeństwo Wojtasików, właściciele gospodarstwa rolnego. Był piątek 13 listopada 1936 roku. Małżonkowie poszli spać, po domu kręcił się jeszcze ich szwagier Jan Zemski. Około godziny 21.00 usłyszał w obejściu podejrzane szmery. Nim zdecydował co zrobić, drzwi zostały gwałtownie otwarte. Zemski rzucił się w przeciwnym kierunku, chcąc uciec w stronę sypialni Wojtasików. Nie zdążył. Tajemniczy mężczyźni, stojący w drzwiach, zaczęli do niego strzelać, oddając całą serię strzałów. W ciasnym, pomieszczeniu i z bliskiej odległości, musiały być celne. Ciężko ranny Jan Zemski upadł na łóżko, jak można się domyślić własnej siostry. Ona też była ranna. Jedna kula tkwiła w jej ręce, inne podziurawiły łóżko i pierzyny. Wkrótce okazało się, że trafiony mężczyzna ma przestrzelone płuco. Jego stan był tak ciężki, że nie zdecydowano się przewieźć go do szpitala. Nim jak i ranną Wojtasikową zajął się doktor Kazimierz Sągin z Pleszewa.

Strzelał. Bo go nie chciała?

Sprawcy (lub sprawca) po oddaniu strzałów zbiegli. Natychmiast wszczęto za nimi pościg i to z wykorzystaniem psa policyjnego. Wygląda na to, że działania policjantów były skuteczne. Szybko bowiem zatrzymano i osadzono w areszcie podejrzanego mężczyznę. Wygląda na to, że Jan Zemski był przypadkową ofiarą. Kule miały być wymierzone w Wojtasików. Chodzi o akt zemsty związany z tym, że Wojtasikowa niedawno wyszła za mąż. Jak można się domyślić, strzelał ten, którego nie chciała. Tego się już możemy tylko domyślać. Niestety egzemplarze gazety, w której opisano oba morderstwa, z następnego roku zachowały się tylko od połowy tego roku. Tam być może odsłonięto kolejne wątki obu wstrząsających morderstw. Wątki, których pewnie nie poznamy nigdy.

Damian Szymczak Źródło: Dziennik Poranny, numery: 268, 270, 287

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE